Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakób na uczynioną uwagę odpowiedział, że wszystko to doktor uznał nieodzownie potrzebném. Gdyśmy zostali sami, szepnąłem mu na ucho, że ta troskliwość Bolka i Petrowicza o zupełnie obcego człowieka mogła ściągnąć podejrzenia.
— Niech-no pan będzie spokojny — rzekł — inaczéj być nie mogło.
O tém się pamięta. To się wie — a co potrzeba było zrobić — uczyniono, aby ludzie w to nosa nie wtykali.
Kto zna kraj nasz i najpoczciwszych jego mieszkańców, wpośród których żadna nigdy tajemnica, choćby ona najświętszemi była obwarowana obowiązkami milczenia — utrzymać się nie może, ten pojmie niepokój jakiego doznawałem.
Jesteśmy rzeczywiście tak sami szlachetni, tak ufni w uczciwość drugich, że nam się najczęściéj zachowywanie sekretu wydaje zbyteczném. Któżby mógł i śmiał go zdradzić?
Nie szło mi o siebie, lecz o cześć i spokój téj biednéj a ukochanéj kobiety... o drugich... o skandal — o rozgłos... To co mnie osobiście spotkać mogło, nie przerażało wcale.
Bolek przyjechał, gdym już cokolwiek sił odzyskał — rozmowa była możliwą. Nie dał mi jej