Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak rozpocząć od przeszłości, któréj może był najciekawszym, aby mię nie poruszyć zbytecznie; sam zagaił tém, abym był całkiem spokojnym.
— Dla wszystkich — rzekł — tłumaczy się to moje postępowanie tém, że ja jestem z Ciesielskimi spokrewniony... tego dosyć...
Spytałem go cicho o Petrowicza.
— Stary poczciwy lis — rzekł z uśmiechem. Nie mówi nic z nikim, jak gdyby ignorował wszystko, nie domyślał się niczego... Jesteś dla niego Ciesielskim, ale od pierwszego wejrzenia cię poznał... Ze mną nawet nigdy otwarcie się nie rozmówił w tym przedmiocie. Dozwala mi sądzić co chcę, ale niema zeznania z jego strony.
Bolek śmiać się począł.
— Bądź spokojnym — dodał — o ile jest w mocy ludzkiéj zawarować bezpieczeństwo, przewidzieć niespodzianą jakąś grozę — wszystkośmy spełnili... Przychodź tylko jak najprędzéj do zdrowia, bo mi pilno cię wyciągnąć z téj chaty odrapanéj i nędznéj.
Odparłem mu że się z niéj nie dam wziąć; nakazał mi milczenie...
Pierwsze te dni po odzyskaniu przytomności i powrocie do życia, były dla mnie istotnie jakby przyjściem na świat, jakby odrodzeniem niewy-