Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

chadzał się po izbie i niecierpliwił, że mu niedozwalano niczém się zajmować. Blady był, wychudły i strasznie zmizerowany, lecz dziwnym fenomenem jakimś twarz jego teraz, jakby odmłodzona, dawną fizyognomią więcéj przypominała niżeli przed przebytą chorobą.
W przedwcześnie zestarzałym odżywał młody człowiek.
Uderzyło to w progu zaraz przybywającego Bolka, ale nie przyznał się do tego wrażenia, tak jak nie chciał przyznać do wycieczki, którą uczynił:
Szło mu o jedno — o skłonienie przyjaciela, aby się wyniósł z Olsz.., gdzie był zbytecznie na widoku, i przesiedlił do dworku, który on mu na ustroniu, w jednéj z wiosek swych przygotował i urządził.
Uparty Karol nie byłby pewnie nigdy się zgodził na przyjęcie téj gościny, gdyby nie jedna ciągnąca do niéj ponęta: była ona bliżéj wioski w któréj mieszkały najdroższe mu istoty. W duchu, nie przyznając się do tego, roił, że ztamtąd będzie może mógł podkraść się kiedy i zobaczyć ich zdaleka.
Była to pociecha bolesna, było to coś strasznego dlań, ale pociągającego. Nie wyznał