Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

w Olsz..., gdzie było kilka małych cząstek i mnóstwo pretekstów zaglądania do nich — na rękę było Surażowi.
Prawie nie wyjeżdżał z karczmy w Olsz.... Przybycie w czasie choroby Bolka i starania jakiemi otoczył obcego tu Ciesielskiego, pod pozorem jakiegoś pokrewieństwa, nie złudziły Suraża, który doskonale wiedział jaka przyjaźń, stosunki i jedność losów łączyły Karola i jego.
Potwierdzał się jego domysł. Stary opój był prawie pewien, że ogromny połów w garści trzyma.
Sumienie jego nie czyniło mu najmniejszéj trudności z tém, że miał uczynić kogoś nieszczęśliwym, a nawet bodaj nie jednego — choćby wielu. Szło tylko o to, co było korzystniejszém, czy wprost zagrozić Bolesławowi i kazać sobie dać okup ogromny, czy wydać to czego się domyślał i czekać urzędowéj nagrody.
Suraż nie był nowicyuszem, miał własne i cudze doświadczenie, które uczyło go, że zwykle wyżsi urzędnicy biorą nagrody, a podrzędne narzędzia ich zbywają się lada czém.
Wszystko więc przemawiało za tém, aby rozmówić się albo z samym Ciesielskim, w którym się domyślał Karola, lub z przyjacielem Bolkiem, dającym mu schronienie.