Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Z nowym ukłonem i uśmiechem stary wyga przystąpił bliżéj i szepnął:
— Jaśnie pan nie poznaje mnie?
— Ja! ale ja wcale acana nie znam!
— Ale! rozśmiał się Suraż, oglądając dokoła.
W téj chwili dopiero Karolowi przyszło na pamięć mgliste wspomnienie, gdzieś, niegdyś widzianéj postaci podobnéj, i strach go ogarnął.
Przybyły pilno się wpatrywał w niego i uśmiechał.
— Ja, jaśnie pana jeszcze w mieście poznałem zaraz — rzekł cicho. Stary sługa ojca jego...
Uderzyła Karolowi krew do głowy.
— Nie rozumiem! — zawołał. — Za kogóż mnie bierzesz? co to jest?
Suraż w piersi się uderzył.
— Co wiem to wiem. Mnie się jaśnie pan obawiać nie potrzebuje.
— Ja się nie obawiam nikogo! — wybuchnął Karol. Szalony jesteś, czy co?
Widząc, że sprawa idzie ciężko, Suraż podumał chwilę i rzekł zimno:
— Jaśnie pan pozwoli na chwilkę do izby, to byśmy się rozmówili.
— Ale ja z wami nie mam o czém mówić —