Był to mężczyzna lat średnich, opalony nie słońcem ale wichrami i pracą, wybladły — z twarzą wymizerniałą, na któréj sterczały kości obleczone skórą stwardniałą.
Twarz miała jakieś dalekie podobieństwo rysów z wizerunkiem zawieszonym w sypialni, lecz tamto było dziecię dostatków, pieszczone, a to nędzarz wygłodniały i człowiek jakby należący do gminu.
Rysy też miały wyraz więcéj męzki, energiczniejszy i rozpaczliwszy razem. Oczy jego nadzwyczajném błyskały światłem, sypały się z nich iskry, strzelały płomienie, usta drżały, marszczyły się policzki, czoło fałdowało.
Strój miał na sobie z prostego sukna, krojem któryby przystał ubogiemu oficyaliście lub zaściankowemu szlachetce.
Pod zwierzchnią suknią widać było na sznurkach prostych zwieszoną torebkę; kij gruby trzymał pod pachą, bo rąk obu potrzebował dla torowania sobie drogi między gałęźmi.
Na głowie pomięta czapka, nasunięta na czoło, z pod któréj wymykały się przerzedziałe włosy — nie miała barwy, ni kształtu.
Zbliżyć się ku dworowi nie śmiał jeszcze — a ciągnęło go ku niemu. Pochylał się rozgarnia-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.