on właśnie śledził i miał połapać. To szajka takich zuchwałych ludzi, że im tu bliżéj granicy nikt rady nie da.
Nie myślę téż śledztwa rozmazywać i darmo ludzi ciągać.
— I ja tak sądzę — wtrącił Bolek — moi leśnicy strzęśli dokoła bór i okolice... nigdzie śladu najmniejszego.
Sprawnik ręką zamachnął. Podano skromne śniadanie, którego części składowe znalazły się w bryczce gospodarza. Dzień był piękny bardzo, siedziano długo w ganku przy kieliszkach i cygarach, na rozmowie zajmującéj, naostatek sprawnik pożegnał pana Karola i razem z przeprowadzającym go Bolkiem odjechał.
W czasie bytności urzędnika, stary Jakób z powagą i zimną krwią pełnił służbę, przysłuchiwał się rozmowom, nie okazał najmniejszego wzruszenia, był całkowicie panem siebie.
Karol tylko dostrzedz mógł w nim zmianę pewną, zadumę i jakiś niepokój chwilowo go ogarniający, tak że stawał nagle i zatopiony w myślach zdawał się zapominać gdzie był i co robił.
W ten sposób groźne bardzo zawikłanie — szczęśliwiéj niż się spodziewać było można — zostało usunięte.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.