Karol jednak rozmyślał nad tém, czy mu tu nadal godziło się pozostać, narażając zawsze przyjaciela na podobne pierwszemu niebezpieczeństwo... Lecz okolica ta ciągnęła go i przykuwała do siebie, a Bolek, który umiał tak dobrze dać sobie radę z trupem Suraża, żaręczał przyjacielowi, iż obawiać się niema czego.
— Oddalenie się twoje teraz miałoby raczéj znaczenie obawy — mówił mu — a nie przydałoby się zresztą na nic. Siedź spokojnie... im dłużéj pozostaniesz, tem możesz być bezpieczniejszym.
Ze starym Jakóbem Karol unikał rozmowy o wypadku, nie dał mu poznać nawet iż wiedział jego tajemnicę, a sługa też nigdy nie wspominał o morderstwie i śledztwie.
W kilka tylko dni po odwiedzinach majora, nieśmiało raz przyszedł Jakób do pana i oświadczył mu, że radby był pojechać do kościoła i spowiedzi.
— Tak się jakoś zaciągnęło — rzekł — że ja blizko roku nie byłem u konfesyonału, proszę jaśnie pana. Człek stary, chciałbym sumienie oczyścić...
Karol naturalnie nic nie miał przeciwko temu. Usługi prawie nie potrzebował, bo nawykł był sam służyć sobie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.