Karolem zachowywano tajemnicę i strzeżono, aby się o chorobie coraz groźniejszéj nie mógł dowiedzieć.
Baurowski, który tam jeździł, nie zwykł był mówić wiele, a gdy przybywał zawsze się ktoś znajdował na straży, aby z czém niepotrzebném się nie wygadał.
Przestrzedz zaś doktora nie było można, aby stosunku jaki łączył Karola z panią Bogusławową nie zdradzić. Nie obawiano się go, gdyż wcale wielomównym nie był, lecz nigdy wszystkiego przewidzieć niepodobna.
Wcale niespodzianie, gdy nikogo w Pustelni nie było, oprócz Karola, bo Jakób na wieś poszedł po jakieś zapasy spiżarniane, doktor Baurowski zajechał przed dworek. Od dawna go tu już nie było.
Karol wyszedł na spotkanie ze smutnym uśmiechem na ustach.
— Jakiżeś ty dobry, że mnie odwiedzasz — zawołał rękę wyciągając ku niemu. Widzisz, żyję z twojéj łaski...
— I przybyłem się właśnie tém pocieszyć — odparł doktor — bom jak noc smutny i znękany...
Małomówny zwykle Baurowski usiadł w ganku, podparł się na ręku i zadumał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.