Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

— Człowiekowi zdaje się — rzekł po chwili — iż częstym widokiem śmierci i chorób jest zahartowany, tymczasem są widoki, które poruszają do głębi. Chciałoby się mieć siłę, ratować — a nauka i starania wszelkie rozbijają się o jakąś fatalność.
Karol słuchał go ze współczuciem.
— Zkądże wracacie tak smutnie usposobionym? — zapytał.
Doktor, pomilczawszy trochę, wyjąknął niewyraźnie nazwanie wioski, w któréj mieszkała żona Karola. Usłyszawszy je biedny człek, musiał się oprzeć na stole, pobladł, usta mu się zatrzęsły, nie śmiał pytać.
Baurowski mówił daléj, powoli, jakby sam do siebie:
— Dawno ten smutny koniec przewidywałem. Strapienie, żal jakiś, pożerały powoli tę nieszczęśliwą kobietę, trzymało ją tylko na ziemi przywiązanie do dziecka. Dusza była w niéj męzka, silna — ciało nie wytrzymało...
Nie było ratunku!
Doktor nie powiedział do kogo się to odnosiło, ale bijące serce Karola oznajmiło mu, że mówił o nieszczęśliwéj żonie jego. Stał wryty, ska-