Im wyłączniéj, ściślejszym węzłem połączona z matką była, która na chwilę nie rozstając się z nią, towarzyszyła zabawom jéj, nauce, przechadzkom, dzieliła z nią wszystko i wpajała uczucia swe w tę duszę dziecięcą — tém okrutniéj czuła się Klarcia osieroconą i samotną.
Żyła, powiedzieć było można, ciągle jeszcze z duchem matki, miała ją na ustach nieustannie, śniła o niéj, zrywała się w nocy wołając — mamo, i nie znajdując płakała gorzko...
Pani Bolesławowa musiała cała się oddać sierocie, aby w jakikolwiek sposób oderwać ją od tych myśli o matce, rozerwać zajęciem jakiém, pracą, modlitwą...
Pieszczone dziecię chodziło w tém miejscu obcém, wśród ludzi kochających, serdecznych ale nowych, jak senna i nieprzytomna.
Wśród dnia niewiedzieć ile razy głosikiem nieśmiałym przymawiała się, czyby nie można powrócić tam, gdzie była z mamą i gdzie na wizerunek ojca, o którym jéj ona mówiła tyle, patrzyła.
Téj smętnéj twarzy zmarłego, za którego się modliła z nieboszczką, i smutniejszego jeszcze oblicza matki brak jéj było.
Kilka dni upłynionych od pogrzebu wcale
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.