Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

własnéj i wiara w ludzi, najmocniéj zasznurowane otwierała usta. Przychodziła zawsze chwila serdeczności, wywnętrzenia, w któréj serce się otwierało. Nic też łatwiejszém nie było nad podsłuchanie nas i wybadane. Wszystkośmy robili jawnie i głosili najniebaczniéj, ale rycersko.
W jednéj z takich chwil wieczornych, siedząc z żoną przy kominie, pan Bolesław pomyślał sobie, że ciężącą mu na sercu tajemnicę musi z poczciwą swą Wańdzią podzielić. Mówili właśnie o Klarci, Bolek westchnął, całując żonę w czoło, rzekł:
— Moja ty droga — koniec końcem zwierzyć ci muszę coś... tyczącego się naszéj biednéj sierotki. Daj mi tylko słowo, że święcie zachowasz to przy sobie. Zgubilibyśmy człowieka, gdyby się to wydało, no, i siebie...
Wanda, kobiecina czuła, trwożliwa, ale w potrzebie umiejąca być energiczną, jak wszystkie niewiasty nasze, spojrzała na męża wielkiemi oczyma.
— Mów-że, proszę ciebie. Możeż ty mieć tajemnice dla mnie?
Bolek zbliżył się do żony, wyjrzawszy wprzódy za jedne i drugie drzwi sypialni, czy ich kto nie podsłuchuje.