Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

mogła mu się dobrze przypatrzeć. Młodość jest ciekawą każdéj nowości, i ten człowiek nieznajomy jakiś zwrócił naturalnie uwagę dziecka.
Wanda napróżno usiłowała oddalić je i zachęcić do zajęcia jakąś zabawą, Klarcia pozostała jak wryta wpatrując się w przybysza.
Bolek, który niespokojnie śledził każdy ruch dziecka, postrzegł ze zdumieniem i trwogą, że Klarcia zmieniona, blada jak w tęczę patrzyła — patrzyła na ojca i zdawała się doznawać wrażenia niezwyczajnego. Oczy jéj otwarte bezwiednie, rozszerzone, usta drżące, malowały podziwienie i jakieś uczucie, którego ona ukryć nie umiała.
— Moje dziecko — szepnęła instyktowo Wanda, czując ją stojącą za sobą — idź, zabaw się. Tam na stoliku leży ta książka, którą tak lubisz.
Klarcia na dany rozkaz trochę się zawahała, poruszyła, poszła wolnemi krokami do stołu, oglądając się ciągle, usiadła posłuszna do książki z obrazkami — ale oczy jéj nie schodziły z nieznajomego.
Karol także, choć wstrzymywał się, rzucał ku dziecku wejrzenia ukradkiem. Dla Bolesława i jego żony cała ta scena była czémś tak wzruszającém,