Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

szłość — potrzeba opiekuna dla dziecka na wypadek śmierci mojéj, mogły mnie skłonić do drugiego związku, gdym po pierwszym płakała.
Nie obiecywałam ci serca, bom go dać nie mogła, złamane było na wieki...
Wiesz i to, jaką uczyniłam ofiarę, jaki gwałt zadałam sobie, nie mając pewności o śmierci Karola... chociaż niby ją urzędownie poświadczono...
Ale w ucieczce, gdy ich napadnięto, mordowano i rozproszono, kto mógł tak bardzo starać się o sprawdzenie poległych?
Ja do dziś dnia...
— A! a! przerwał niecierpliwie mężczyzna, włosy targając na głowie. Znowu ta stara baśń! Zawsze ci się zdaje, że Karol żyje i kiedyś zjawić się może! Cóż u licha, to sensu niema! Wszakże przyszło świadectwo, że został zabity...
Kobieta płakać zaczęła i chustką zasłoniła sobie oczy. Mąż to popatrzył na nią, to na cygaro, i mówił smutnie daléj:
— Nie przeczę, że nieboszczyk Karol był ideałem, z którym ja się mierzyć nie mogę. Ja jestem sobie prosty szlachciura, prosty człek, a tamten więcéj miał i w głowie i w sercu...
Nie — przerwał poprawiając się i podnosząc śmiało wejrzenie. — Nie — w głowie miał więcéj,