Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

dziękować, ale, ponieważ to jest człowiek niedostatni, czémś mu się wywdzięczyć.
— Byłby to najlepszy sposób wypędzenia go ztąd, — porywczo przerwał Bolek. Zlituj się, to harda dusza, która nic od nikogo nie przyjmuje...
— A od ciebie?
— Pokrewieństwo, choć dalekie nas łączy — rzekł Bolek — i powiem ci, że ode mnie też nie barzo chętnie małą przysługę raczy przyjąć... Dziwak!
Bogusław nic nie odpowiedział, ale był to jeden z tych upartych ludzi, którzy gdy raz coś postanowią, przez punkt honoru nie ustępują. Szlachecka duma też oburzała się na to, że jego Klarcia przyjmowała od tego kogoś lekcye, a on nie mógł się czémś za nie wywdzięczyć.
Począł rozpytywać zdala, nieznacznie, co ten dziwak lubi i jakie ma gusta, czém się zajmuje.
Bolek malował go jako zdziczałego samotnika, który oprócz książek prawie w niczém upodobania nie miał.
Skończyło się na tém, odjechał Bogusław do domu, ale to ukrywanie się przed nim Ciesielskiego na sercu mu leżało. Postanowił w duchu, nie mówiąc nic nikomu, poprostu pojechać do Pustelni i sam mu się zaprezentować. Myśl tę