Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

z załamanemi rękami i zadumany cofnął się do izby czeladniéj. Usiadł na ławie w kącie, ukrył twarz w namulonych dłoniach i płakał.
Dodnia nazajutrz Bolek już był w Pustelni i zastał Karola na nogach, niespokojnie przechadzającego się po izdebce.
— Zmiłuj się, rozpoczął od progu, żadnych tylko desperackich kroków nie przedsiębierz. Bogusław będzie milczał dla samego siebie, dla pamięci nieboszczki, którą kochał. Możesz być spokojnym — w położeniu nic się nie zmieniło.
Chociaż Karol potrząsnął na to głową, Bolek mówić mu nic nie dał, dobywał z kieszeni papier, który przywiózł z sobą.
— Nie dajemy ci spokoju — rzekł — bo ja z nowym przybywam interesem.
— Do mnie?
— Tak jest — rzekł Bolek. Wolę ci odrazu o tém powiedzieć, abym późniéj, gdy, da Bóg, przebolejesz i zapomnisz o téj przygodzie, znowu cię powtórnie nie wzruszał.
Bolek milczał chwilę.
— Petrowicz pisze do mnie, dodał list rozkładając — abyś co rychléj przybył do niego dla sprawy ważnéj.
— Ja żadnéj w świecie sprawy mieć nie mo-