ny w grubą liberyą sieraczkową, i dwóch chłopaków w sukmankach, płóciennych spodniach i podartych butach. Z nim, po oznajmieniu o przybyciu ich, przeszli cały szereg izb niskich, ciemnych, zadusznych, zastawionych staroświeckiemi szafami, biurami, zegarami, komodami, zawieszonych gdzieniegdzie wypłowiałemi gobelinami, pełnych portretów zczerniałych i powydymanych — aż do sypialni starego.
Ogromne, stare łoże z pawilonem z kitajki karmazynowéj, która miejscami w pomarańczową wypełzła, obłożone poduszkami, kołdrami i okryciem z którego wata wyglądała miejscami, przy niém para szerokich krzeseł i stoliczek pełen flaszeczek i słoików, zajmowały znaczniejszą część sypialni.
Stara, otyła kobieta, w ogromnym czepcu nakrochmalonym ze szlarkami, krzątała się około chorego, którego wyżółkła twarz, długa, rozlana, ze zgasłemi, głęboko zapadłemi oczyma — odbijała od białych poduszek, co ją podtrzymywały.
Petrowicz, nie mówiąc słowa, wprowadził Karola, wskazując na niego. Blada twarz podniosła się i oczy zgasłe zwróciły ku niemu. Dwie dłonie drżące pochwyciły schyloną głowę... Karol począł je całować wzruszony...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.