Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

Naostatek zachwiał się i padł na najbliżéj stojące krzesło.
Wszystko to trwało tak długo, przeciągało się z tém bezczuciem czasu, jaki daje boleść głęboka, że Jakób widząc przez okiennice wciskający się pierwszy brzask dnia, ośmielił się spytać pocichu, czy nie potrzebuje pan spoczynku.
Karol poruszył głową tylko i zdawał się chcieć pozostać jak był.
Na myśl przyszło staremu, aby pomyśleć o pokarmie, wyszedł więc na palcach, zostawiając go w sypialni samego.
Na przyjęcie jakiegokolwiek gościa nie miano we dworze przygotowania żadnego. Gdy staruszek obudził ochmistrzynią, powiadając przed nią, iż państwo tu przysłali kogoś od siebie, a trzeba go nakarmić i mieć o nim staranie — porwała się kobiecina przestraszona głowę tracąc. Rozbudzono służące, zaczęto ogień rozpalać, ruch się zawziął około domu.
Jakób tymczasem niespokojny wrócił do sypialni. Zastał tu Karola tak jak go porzucił, siedzącego w krześle, spartego na ręku.
Gdy okiennice otworzył i biały dzień oświecił pokój — zląkł się stary widząc pana swojego tak zgrzybiałym, zestarzałym, strasznie wycieńczo-