Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

Klarcia jeszcze mocniéj przytuliła się do matki.
— Tak ci się zdaje, moje dziecko, odpowiedziała matka — płomień lampy się porusza i cień chodzi po obrazie.
— To ja wiem, odparło dziecię spuszczając główkę — ale dziś tatko przez cały dzień był mi na myśli — nie wiem czemu, nawet mama mi o nim nic nie mówiła.
Matka, która tego samego doznawała uczucia, z pewnym przestrachem usłyszała te słowa dziecka, nie umiała jednak odpowiedzieć na nie...
Było coś cudownego w téj zgodzie dwu ich serc i myśli.
Klarcia, raz począwszy szczebiotała.
— Cały dzień tylko o tym tatku myślałam.
Stary Jakób może ci mówił o nim? — spytała matka.
— A! poczciwy ten stary Jakób, żywo przerwało dziecię — on mi zawsze dużo różnych rzeczy rozpowiada o tatku, bo on zdaje się o czém inném myśleć ani mówić nie może; ale innych dni to się w głowie nie trzyma, a dziś...
— Któż wie? odparła tęsknie matka — może dusza jego przypomina się nam tak, prosząc o modlitwę!