— A! Tyras! Nie było go sposobu nawołać, — rzekł dosyć obojętnie gospodarz. — Poleciał gdzieś w krzaki, musiał poczuć zwierzynę... Czasem zające do ogrodu się wkradają, a raz spłoszyłem stadko kuropatw... Napróżno na starego krzyczałem i świstałem — nie wrócił.
Ależ mu się nic nie stanie. Nieraz już nocował na podwórzu: to nawet zdrowiéj dla niego... Zresztą zna on prawa swoje, powróciwszy z nocnego polowania zacznie skomleć i ja go, boso wstawszy, wpuścić będę musiał.
To mówiąc, Bogusław, dawszy Klarci znak aby szła do łóżeczka, począł okna jedno po drugiém zamykać i idąc do swego łóżka, zwolna się rozbierał, wsłuchując się w śpiewy słowika...
∗ ∗
∗ |
Stary Jakób, ze wszystkich tutejszych mieszkańców, najdawniejsze czasy pamiętał, a do miejsc i do wspomnień najmocniéj był przywiązanym.
Wieś i dwór ten należały do rodziców Karola, potem do niego. Jakób go na ręku wykołysał, strugał mu pierwsze zabawki, on raz pierwszy posadził go na kucyka, potem chodził z nim polować na kaczki.