Jakób, na chwilę się nie zawahawszy, gotował się mu towarzyszyć, tak samo jak żona. Oboje ich wstrzymała wyraźna wola, rozkaz stanowczy Karola, który dla dziecięcia kazał pozostać matce, dla matki słudze.
Jakób gorzkiemi to opłakał łzami — ale musiał mu być posłusznym. Jako stróż i opiekun siadł podstarzały, znękany, razem z psem pańskim, pilnując domowych progów.
Długie tak upłynęły lata, tem dłuższe, że często po pół roku na kradziony list, na jakąś wiadomość z trudnością się przedzierającą, oczekiwać było potrzeba. Z Jakóbem o wygnańcu całemi wieczorami rozmawiała biedna żona. Jakób, który był niańką Karola, teraz Klarcię jak niańka piastował i pieścił.
Ale stary, poczciwy sługa nie wszystkiemu w domu mógł podołać. Gospodarstwo, interesa wymagały rady; zjawił się z chętną pomocą, pokorny, dobry, grzeczny sąsiad pan Bogusław.
Był to przyjaciel serdeczny Karola, towarzysz jego szkolny, a potem razem się w pięknéj Józi kochali.
Bogusława miłość dla niéj czcią się nazwać mogła, tak zdala i nieśmiało wpatrywał się w ten ideał, nie czując się godnym zbliżyć do niego.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.