Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

żądza popisania się, dokonania czegoś nadzwyczajnego, a może i nadzieja otrzymania za to pary kieliszków wódki, co najmniéj.
Zbliżając się z wielką oględnością ku dworowi Jakób dostrzegł, nieco blaskiem z okien padającym oświetloną, wysoką postać mężczyzny, który z głową naprzód wyciągniętą, zdawał się ciekawie we wnętrze sypialni wpatrywać...
Włóczęga tak uparcie miał oczy wlepione w okna i tak zajęty był widokiem, jaki mu się tam przedstawiał, że na nic więcéj nie zważał, nie słyszał. Jakób wyrozumiał, że bardzo łatwo przyjdzie go podejść i pochwycić.
Stanął więc, parobczakom idącym za sobą pokazując rękami jak mieli się ustawić, przysuwać i napaść znienacka. Sam także po cichu jak mógł najbliżéj przyczołgał się do niego.
Nieznajomy ciągle jeszcze wpatrywał się w okno, gdy Iwanek bardzo zręcznie i szybko wór mu na głowę zarzucił, a gębę ręką ucisnął.
Martyn obie ręce w tył wykręciwszy, skrępował je w mgnieniu oka.
Jakób stary za piersi ująwszy go, jedném pchnięciem na ziemię obalił.
Złapany krzyknąć nawet nie miał czasu — jęk na wpół wyzionięty stłumił Iwanek; na dany znak