Iwanek kopnął się z miejsca, rzucając grabie i pierzchnął w ogród jak strzała. Bogusław nie wiedział co robić z sobą. Do dworu powracać nie chciał, aby się nie wydać z tém przed żoną; czekał niespokojny przechadzając się po ścieżkach.
Parobcy, ogrodniczaki, kuchty, posługacze biegali tymczasem po sadach, ogrodzie, folwarku, około stajen, wołając i szukając Jakóba napróżno. Nigdzie go nie było ani śladu, nikt go od samego ranka nie widział.
Niecierpliwość Bogusława dochodziła do najwyższego stopnia. Nigdy on tego starego nie lubił, jakby w nim czuł nieprzyjaciela; teraz okrutnie się gniewał na niego. Jak on śmiał się tu tak rządzić?
Iwanek wyspowiadawszy się ze wszystkiego przed panem, nie sądził już, aby do tajemnicy względem innych był obowiązanym.
Martyn poszedł za jego przykładem, cały dwór wiedział już o nocnym wypadku i rozpowiadał o nim najdziwniejsze rzeczy. Gromadki czeladzi przychodziły oglądać ciekawie pozostałe ślady walki, i rozmaite z nich czynić wnioski.
Dowiedziała się klucznica, i poszła z tém co prędzéj do pani. Przestraszona Bogusławowa, poczęła pytać, co się z panem stało, i niespokojna wybiegła go szukać w ogrodzie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.