wy czy ja? co wy tu sobie tak samowolnie gospodarujecie? co to się tu stało? gdzieście się podzieli? gdzie ten człowiek?
— A! to jaśnie pan już wie? — odparł Jakób obojętnie.
— A wiem, żeście jakiegoś złodzieja złapali! krzyczał unosząc się pan Bogusław. — Jakżeście się mogli bez mojéj wiedzy rozporządzać? gdzie on jest?
Jakób, z głową na piersi spuszczoną, bynajmniéj nie poruszony milczał bardzo długo.
— Raczycież mi choć odpowiedzieć! — wołał pan coraz gniewniéj.
— Złodziéj... uciekł — odparł krótko i chłodno Jakób, ruszając ramionami.
Bogusław aż podskoczył.
— Jakto! daliście mu ujść? — wołał — przecież związany był? Jakim sposobem! Przekupił was chyba...
Nieostrożne to słowo wyrwało się mimowolnie Bogusławowi i jak kamień padło na głowę starca, który drgnął, porwał się nagle, stanął na nogi tak groźny, tak straszny, że pan na krok się cofnął.
Zamiast odpowiedzi ironiczny, stłumiony śmiech
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.