Nie mógł uniknąć z nią spotkania, przykląkł przed wesołém dzieckiem, płacząc począł nóżęta jéj całować — porwał się i zniknął.
Razem z Jakóbem przepadł gdzieś stary wyżeł Tyras, którego posądzono o wściekliznę, bo wiadomo, że psy, dotknięte tą chorobą z miejsc, w których żyły, uciekać zwykły.
Tyrasa nikt już nie widział więcéj, ale Jakóba spotykano potem długo jeszcze siedzącego pod kościołem, z różańcem w ręku i z oczyma spuszczonemi odmawiającego modlitwy. Tylko ani Bogusławowéj, ani Klarci nawet nie poznawał i gdy mu jałmużnę rzucały, oczu nie podnosił.
„....Czerwiec.
Żyję więc jeszcze i skazany jestem na życie.
Stary ten, prostego serca i rozumu człowiek, wskazał mi tam obowiązek, gdzie ja tylko rozpacz widziałem. Mogę poświęcając siebie, zdala, niepostrzeżony, nieznany czuwać nad mojém dziecięciem. Któż wie, czy ono opieki potrzebować nie będzie? Kto przewidzi przyszłość?
Straszne brzemię to życie, lecz, z wyjątkiem