kilku błysków jasnych, czémże inném jest z nich każde?
Tych błysków kilka i ja mam w moich wspomnieniach — a teraz?
Położenie moje zda mi się podobném do zamurowanego in pace mnicha, który wśród świata, słysząc jego gwary, czując jego poruszenia, oddzielony grubemi mury od ludzi, sam dogorywa niewidziany w ciemnościach z myślami tylko swojemi.
Dokoła mnie te miejsca zasiane pamiątkami młodości na każdym kroku; dokoła ludzie, którzy mnie znali i których ja znałem niegdyś, a dziś im poznać się dać i przypomnieć nie mogę.
Wszystko to znajome, ukochane, a ja nawet do muru, który bym oblać chciał łzami, zbliżyć się nie potrafię, abym się nie zdradził.
Chodziłem na grób rodziców, i musiałem wybierać chwilę, aby mnie tam nikt nie widział, bo modlitwa i łzy wydały by mnie.
W uliczkach miasteczka spotykam prawie co chwila kogoś z prastarych czasów tak pamiętnego, którego bym chciał uściskać i drżę aby oko jego nie poznało we mnie tego umarłego, który już nie powinien chodżić po tym świecie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.