Wygnany gdzieś daléj, gdzieby mi może było bezpieczniéj — nie wyżyłbym... Sunt lacrymae rerum — przywiązują miejsca, wiążą groby, ciągnie powietrze i ten dulcis fumus patriae, który ja czuję we wszystkich wyziewach téj ziemi.
Gdym powracając, w gorączkowéj podróży posłyszał po raz pierwszy nocą skrzeczenie żab, o których niedarmo powiedział poeta, że żadne nie śpiewają tak jak nasze — rozpłakałem się.
Przyszły mi na pamięć owe wieczory i noce młodości, nieraz w marzeniach i dumaniach spędzone, którym żabki razem ze słowikami przygrywały. Na tle majestatycznego milczenia naszéj nocy wiejskiéj ten koncert był czémś dziwnie uroczém... Odzywa mi się on dziś w duszy, wszystkiemi tęsknotami żywota, co nigdy nakarmione być nie mogą...
Dulcis fumus! a, śmiejcie się ze mnie i z tego sentymentalizmu... Woń naszych dymów, pól, lasów, łąk, jakże mi zupełnie inną się wydała niż ta, którą tam daleko wziewając szukałem w niéj domowéj woni...
Kiedym już wkroczył w te obszary nasze, a odetchnął tém powietrzem, zdawało mi się, że niém odżyłem... Każda cząsteczka tych wyziewów na skrzydłach niosła coś z przeszłości.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.