Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

A, noc ta majowa, to wejrzenie rzucone w jéj życie, to dziecię które mi się mignęło, a ja go w ramiona spragnione nie mogłem pochwycić, ten głos jéj, który jeszcze słyszę... ta modlitwa... ten pokój sypialny... ten smutny wizerunek zmarłego podartą krepą okryty!...
Naówczas sądziłem że będę miał siłę, — przebywszy tę próbę ognia — umrzeć, Bóg chciał i zrządził inaczéj.
Żyję.
Mnie samemu to życie pogrobowém się wydaje, dziwném, śmieszném, lecz któż wie?!...”
„15-go lipca.
Gdym dziś papiery odnosił Petrowiczowi, jak zawsze, usiłował mnie zatrzymać na gawędę. Napróżnom mu się wymawiał, że mam w domu zajęcie.
Dowiedziałem się od niego rzeczy, która mnie żywo obeszła.
Rodzony stryj mój Ignacy był właśnie w miasteczku.
Obawy abym przez niego poznanym nie był, niema najmniejszéj, bo dobrze wprzód, nim dorosłem i żenić się miałem, zerwał zupełnie z rodzicami. Chciwy i pieniacz namiętny, poróżnił się z ojcem o jakąś do niego niesłuszną pretensyą,