im ze swém skąpstwem, drażliwością, jurysteryą, wydawać śmiesznym — jam go pożałował.”
„20-lipca.
Pobyt w małém miasteczku, gdzie wszyscy się znają aż do uliczników, a życie każdego musi być jawném, i stosunki wzajemne są nieuniknione, naraża mnie na ciągłe nowe znajomości. Niepożądane mi są one, ale nieuniknione.
Wygodniéj doprawdy byłoby mi w Ż., ale po upływie pewnego czasu miałbym toż samo, na nieco większą tylko skalę.
Prawdziwie ukrytym i zapomnianym, zupełnie swobodnym może być człowiek tylko w tych olbrzymich stolicach, liczących mieszkańców na miliony, wśród których jednostka tonie jak kropelka w morzu.
Ale ja, uczyniwszy raz ofiarę z niepotrzebnego mi życia, nie mogłem go gdzieindziéj przenieść tylko tutaj, bo ztąd tylko mogę spojrzeć ku moim, coś się o nich dowiedzieć, a poczciwy stary, który dla mnie siadł pod kościołem i służbę porzucił, obiecał mi przychodzić i przynosić czasem wiadomości o nich.
Dotąd go jeszcze nie było.
W rozmowach z Petrowiczem kilka razy potrącił stary o nich, ale rozpytywać go nie śmiałem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.