— Powrócił już dawno — począł mówić Jakób, a winien to pani sędzinie. Takiéj matki jak ona, choć każda matka dziecko swe kocha, nie znaleźć może drugiéj na świecie.
— U nas, Jakóbie — przerwałem mu — było ich wiele.
— Stara, chora, złamana — mówił daléj Jakób — jeździła, błagała, do nóg padała, zmiękczyła skały i dokazała cudu. Odzyskała Bolka... Siedzi na wsi teraz, ożenił się.
— Z kim?
— Z panną Wandą.
— Była dzieckiem gdyśmy ztąd zniknęli...
Wiadomość o Bolku poruszyła we mnie najgłębiéj zagrzebane wspomnienia. Wszyscy tu mogli mnie nie poznać, ale on!... Cudem jakimś dotąd nie słyszałem o nim i nie zetknąłem się z nim, gdyż mieszkał o półtoréj mili od miasteczka.
Zaniepokoiło mnie to. Choć zdaleka rad byłem go zobaczyć, a nikogom się tak nie lękał jak jego, bo nie jestem pewny czybym widząc miał siłę przemódz się i nie zdradzić.
Aby rozmowę odwrócić pytałem o swoich. Jakób odpowiadał skąpo.
— Co chcesz, paneczku — rzekł — widzia-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.