łeś na swoje oczy jéj życie, wiesz najlepiéj jakie ono jest.
Pan Bogusław złym człowiekiem nie jest, no i dla niéj dobry i powolny, ale natury swéj nie przerobi. Ona delikatna i stworzona na panią, a on na parobka. Kocha ją, dla dziecka dobry jest, domu pilnuje i zbytnikiem nie można go nazwać — ale gdzie jemu do naszéj pani!! On jak się dobrze, smaczno najé, napije, a zapali sobie to cygaro co je na klucz zamyka, siądzie w krześle i patrzy na żonę — to mu już więcéj nic na świecie nie potrzeba.
Jak wesołym jest, to pani się coraz rumieni, bo plecie nie do rzeczy; jak się znudzi i zniecierpliwi, to też nieznośny. Prawdę rzekłszy, tyle dla niéj spokoju gdy sama z dzieckiem zostanie, a on na polowanie lub do gospodarstwa pójdzie.
Wówczas się jej czoło rozjaśnia. Ile to ja razy widziałem gdy po wyjeździe Bogusława, podnosi z pańskiego portretu krepę i wpatrzy się a płacze.
Siedliśmy z Jakóbem w zaroślach spocząć, naprzeciw austeryi w Zaborolu... Mówił dużo, a nie było mi nigdy dosyć.
Musiałem mu nawzajem opowiedzieć jak się urządzałem w miasteczku. Stary tymczasem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.