kę jak piorunem rażony, chcąc się wynieść natychmiast, ale gospodarz nakazująco zmusił mnie pozostać.
Trwoga mnie ogarnęła i jakieś wzruszenie, którego opisać niepodobna. Wcisnąłem się w kąt przyciemniony, zamierzając milczeć i unikać wzroku bystrego Bolka.
Gdy się ukazał w progu, trochę postarzały, zmężniały, ale z tą poczciwą swą otwartą, wesołą i pogodną twarzą, któréj nie zachmurzyła przeszłość przebyta, mimo najmocniejszego postanowienia musiałem zadać gwałt sobie, aby się nie rzucić ku niemu.
Nie spojrzał na mnie zrazu, witając pana naczelnika, aż dopiero gdy mnie jako Maryana Iwanowicza Ciesielskiego mu przedstawił, skłoniłem się zdaleka.
Bolek usiadł; czułem, że ciekawemi oczyma mnie mierzy.
Wszystko dopóty szło dobrze, dopóki naczelnik zapytaniem wprost do mnie wystosowaném nie zmusił do odpowiedzi. Wyjąknąłem ją, jak mi się zdawało głosem zmienionym, lecz spostrzegłem zaraz, że Bolek drgnął, wlepił oczy we mnie i na chwilę oniemiał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.