śpieszne kroki posłyszał za sobą i pytanie o mnie, o Ciesielskiego.
Poznałem Bolka głos.
Nie zapalając świecy w izdebce wyszedłem, całe siły moje na bardzo chłodne przyjęcie gotując.
Po ciemku za rękę mnie pochwycił — nie mógł mówić.
— Czém panu służyć mogę? — odezwałem się zimno.
Milczał długo.
— Miałżebym się omylić? — zawołał pocichu głosem drżącym. Na Boga, miałżebym stracić zaufanie?
— Nie rozumiem pana — odparłem zmuszając się.
— Niepojęta rzecz — zawołał odstępując parę kroków.
— I dla mnie — dodałem. Gdybyś mi pan raczył ją wytłumaczyć.
Bolek westchnął.
— Nie pozostaje mi więc nic, tylko przeprosić pana za omyłkę — rzekł zmięszany. Proszę mi ją darować; nadzwyczajne podobieństwo, przypomnienie przyjaciela, którego kochałem jak brata...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.