Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/104

Ta strona została skorygowana.
J. I. KRASZEWSKI.

WSPOMNIENIA I FANTAZYE.

(Ciąg dalszy).

W samém Dreznie, jeżeli się nie mylę, jedenaście czy dwanaście razy musiałem się przenosić z miejsca na miejsce. Drukarnia moja zapowiadała się świetnie, skończyła sprzedażą...
Miałem domeczek w Blazewicach, dom przy ulicy Pilnickiéj, drukarnię na Ziegelstrasse, i nie licząc różnych niedoszłych interesów, dwa naostatku domy przy Nordstrasse — mieszkań zajmowanych przy Augustenstrasse, Dippeldiwildergasse, Prozirstrasse, Hauptstrasse, Blumenstrasse... nie porachować!!
Za każdemi przenosinami wszystkie moje książki rozrzucały się i układały na nowo tak, że już teraz nic znaleźć w nich nie mogę. Projektów stałego nareszcie usadowienia się było mnóztwo — żaden nie przychodził do skutku.
Ale téż — nie miałem szczęścia... Z tych, na których braterską pomoc liczyłem, nikt mi nigdy nie wyciągnął ręki... Nie godzi mi się dziś skarżyć po jubileuszu, to prawda, — lecz niedaleko była skała Tarpejska od Kapitolu, a ci, którzy w nim wieńczyli — uciekli do skały...
Nie skarżę się: godniejsi odemnie doznawali podobnego losu.
Nastąpiła — katastrofa, nigdy w świecie przewidziéć się nie mogąca, bo są granice rzeczy możliwych, które, najgorsze nawet mając wyobrażenie o człowieku, umysł się wzdraga przypuścić. Z téj, jeżeli Bóg z życiem wyjść pozwoli (co jest wielkiém pytaniem), nowe nieuchronne przenosiny... Dokąd? gdzie? jak? Deus providebit.