Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

Za czasów jeszcze przedpodziałowych szlachcic wielkopolski, Mazur, Kujawiak, Sandomierzanin, szlachcic kresowy, różnili się od siebie nie tylko mową, po któréj poznać się dawali, nie tylko prowincyonalizmami, ale obyczajami, pojęciami, fizyognomią.
Wątpię jednak, aby różnice charakterów mogły być kiedy tak wybitne, jak są dzisiaj po stuleciu zmienionych stosunków i działaniu wpływów nowych, a rozlicznych. Wspólności niewiele, różnice ogromne, odcienie niezliczone... Spotykamy się, nie czując się tak całkowicie braćmi, jakby się spodziewało, gdy podajemy sobie ręce.
Najwięcéj rysów dawnych starło się w Wielkopolsce, w walce z germanizacyą. Tu nie tylko zewnętrzne oznaki, formy, ale sam duch, usposobienia, przekonania najzupełniejszéj uległy metamorfozie.
Znam indywidua, które językiem władają po mistrzowsku, uczucia zachowują obywatelskie, są sobą i pragną pozostać, nie przypuszczając nawet zmiany — a — bezwiednie, całkiem już duchem obcym przesiąkli.
Mówiąc z nimi, czujesz wychowańca tych szkół niemieckich, uniwersytetów i życia powszedniego. Ciągłe ocieranie się o obcych, używanie ich języka, nawyknienie do nałamywania myśli do niego, zrobiło ich Germanami, mówiącymi popolsku. Nie rozumieją i nie czują tego nawet, że myślą i obyczajem są w ciągłéj sprzeczności z tradycyami, które szanują.
Działo się to i dzieje niepostrzeżenie, bezwiednie, — łatwo przewidziéć koniec, jeśli tak pójdzie daléj.
Pomiędzy tymi ludźmi są znakomitości, — mężowie umysłów potężnych, uczeni, obywatele ofiarni, zacni, czyści; ale to nie przeszkadza, że