Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

Bardzo niewielu pisarzy umie tak żywe tworzyć postaci, że obcowanie z nimi za ludzi starczy.
Z powieści rzadko która czyni złudzenie; a jak tylko poczuje się fałsz, zmyślenie, czytelnik ostyga, staje się obojętnym.
Pamiętniki i zbiory listów są jeszcze jedném z czytań najznośniejszych.
Niepokój i nerwowe szaleństwo graniczy z obłąkaniem, choć na pozór logicznie się rozwija. Strzedz się go potrzeba, bo jedno nic może zerwać łańcuch, oddzielający od normalnego stanu ducha...
Nawykły do pracowania wyobraźnią i wysnuwania z pewnych danych wszystkich możliwych ich następstw — gdy usposobienie pokieruje fantazyą ku pesymizmowi, widzę przed sobą obrazy okropne, coraz bardziéj potęgującéj się siły i straszliwości. Przywodzi to do rozpaczy.
Nie mam już dosyć panowania nad sobą, aby się zmusić do zwrotu. W ostatku logiki już niéma, pozostaje fatalność, która przepaście otwiera pod stopami. Człowiek dziecinnieje jakąś trwogą, któréj się obronić nie może...
Lecz dość téj spowiedzi — nadto może...

Dla zatarcia tych wrażeń, szukam wesołych wspomnień przeszłości.
Nie chcę się skarżyć ani na losy, ani na to, co mi przypadło w udziale. Lecz wytrząsając sakwy stare, strzępków pełne — znajduję w nich zeschłe kwiatki bez woni, starte na popiół liście zczerniałe, spłowiałe barwy; — nic, coby próbę czasu wytrzymało...
Żelazne nawet pamiątki pordzewiały, a bronzowe okryła patyna, która ich poznać nie daje, jakby mojemi nie były...
A z ludzi... Z ludzi pozostało tak straszli-