wie niewielu, którychby wspomniéć można, nie przypominając na nich zawodu!
Na los nikt się nie powinien uskarżać; każdy był w danych godzinach panem swojéj przyszłości i swojego życia. Jam do zbytku spuszczał się na to, co mi było przeznaczone; byłem fatalistą. Za słabo kierowałem łódką własną, w przekonaniu, że nią niewidzialna ręka steruje.
Uległem naprzód powołaniu — uległem potém natchnieniom, szanując w nich tajemniczą siłę — potém poddawałem się z mahometańską niemal rezygnacyą temu, co mi wypadki narzucały.
Doświadczenie, które wielekroć dowiodło mi tego, o co się najpilniéj starałem, czego pragnąłem najgoręcéj — miało dla mnie sprowadzić najsmutniejsze następstwa. Wzbraniało późniéj nawet pragnień zbyt żywych.
Obawiałem się żądać czegoś, starać się o coś, aby się nie zawieść i potém na samego siebie skarżyć się nie być zmuszonym. Tak wiatry tę łódkę bez żagla, bez steru niosły, gdzie chciały. Nie: — gdzie była wola boża...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Wpatruję się w tych kilka biednych roślinek, dobywających z pod piasku i bruku na pustynnéj mojéj przechadzce w alei, która w całości wynosi paręset kroków...
Non plus ultra! daléj niewolno.
Jakie nadzwyczajne bogactwo motywów do ornamentacyi daje artystom królestwo roślinne!!
Można powiedziéć, że niéma kombinacyi linij, którychby fantazya natury nie zużytkowała. Ludzkie wymysły (w istocie naśladowania i zapożyczania) są nędzą i biedotą w porównaniu do śmiałości twórczéj w naturze.
Prawdę mówiąc, człowiek tu nic a nic nie skomponował, nic nie wymyślił — kradł nie zawsze szczęśliwie, naśladował prawie każdy wzór, psując, przerabiał i osłabiał, lepił z sobą kształty zbyt często z sobą nie harmonizujące.