Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wróćmy pod jodły Romanowa...
W starym dworze murowanym na lewo, żyła i umarła pierwsza moja nauczycielka, prababka — babcia biała; — na prawo mieszkała babka druga, matka mojéj matki, już całkiem do innéj epoki i pokolenia należąca.
Ciągle prawie mocno cierpiąca, pracowita niezmiernie, czynna, umysłowo wielce wykształcona, gorąco przywiązana do kraju — całą życia pociechę miała w robocie, któréj ręce jéj nigdy nie rzucały — i w książkach, które pożérała.
Na krosienkach stała zawsze otwarta książka, a babka umiała razem szyć i czytać. Widywałem ją tak po całych dniach zajętą...
Prababka biała nie czytywała nic, oprócz książek do nabożeństwa; babka zajmowała się wszystkiém, rozumiała rzeczy stare i nowe; połykała co tylko pochwycić mogła; do zgonu nie zestarzała na umyśle, nie była zacofaną.
Za życia dziadka, wieczorami, w wielkiéj sali, która wspólném była dwóch babek mieszkaniem i leżała w pośrodku domu — zbierano się zwykle przy okrągłym stoliku. Pamiętani, że przynoszono wówczas doskonałe bery i jabłka tyrolskie,