Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

działem tu przepisywane i chciwie podawane z rąk do rąk. Prąd ten nowy, dla osób oswojonych z literaturami obcemi, wydawał się pożądanym. Przyklaskiwano śmielszym wystąpieniom cieszono się niemi.
Z podróży jedynéj do Warszawy, bodaj na Lublin odbytéj, gdym był małym jeszcze, przypominam tylko sobie, iż zbliżając się do Lublina, babka mnie spytała: czy pamiętam czém głównie miasto to w historyi naszéj się zapisało? Okazało się, żem nie wiedział, i dopiéro z ust jéj o Unii posłyszałem. Pomnę i to, że w Warszawie staliśmy u Gerlacha, i że ja głowę mając nabitą tém, iż za białe kapelusze à la Bolivar, w. książę aresztować kazał, w wielkiéj byłem obawie, aby mnie ten los nie spotkał, bo kapelusik miałem biały.
W czasie niedługiego pobytu w Warszawie, przesunęło się dosyć dawnych znajomych, nauczycieli wuja i mojéj matki, towarzyszów, przyjaciół jego, ale z tych fizyognomij nie zapamiętałem żadnéj. Okna pokojów u Gerlacha wychodziły w ulicę. Siedziałem w nich ciągle, przypatrując się ruchowi, siedziałem dni całe, nie mogąc napatrzéć się dosyć téj rozmaitości zjawisk, jakie mi się przesuwały przed oczyma. Z tego kalejdoskopu wrażenie pozostało mętne, mgliste, niewyraźne, a z Warszawy i jéj ówczesnego oblicza tylko ogromny tłok na prazkim moście wypiętnował się w pamięci.
Sięgając jak najgłębiéj w wiek dziecięcy, widzę tylko dobitniéj zachowane wspomnienia katastrof, przewinień, kar, upadku z konia, choroby i t. p. reszta tonie we mgle szarej. Nad szósty rok życia wątpię, aby dalej przypomnieć sobie co można.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
(Ciąg dalszy nastąpi.)