Jeszcze mniéj ich około Prużany, chociaż ta, pono ekonomia królewska niegdyś, jest osadą bardzo starą.
Kraj leśny, płaski, mokry po obu brzegach Bugu, nie zbyt żyzny, dość jednak zaludniony... Niegdyś ogromne dobra bogatych rodzin i królewszczyzny cały ten kraj zajmowały...
Rozbudzić fantazyi nie było czém... ale sama ona z pajęczych nici tkać już umiała...
Podań i powieści starych nie spotykało się wiele. Najświéższe, a najczęściéj powtarzane tutaj, nie były dawniéjsze nad rok mojego urodzenia i wojnę 1812 r., która aż w te zaścianki zajrzała i aż tu się czuć dawała. Rachmistrz Więckiewicz, myśliwy i wirtuoz na skrzypcach, opowiadał bardzo często, jak niespodziane zjawienie się kozaków zmusiło go do rejterady w las aż do Kraszyna, gdzie czas jakiś przesiedzieć musiał...
W te zapadłe strony wojna zaglądała rzadko, wojska się tu wśród lasów, bagien, ciasnych dróg i nie zbyt żyznego kraju swobodnie obracać nie mogły. Czasem tylko jaki zaawanturowany oddział na chwilę zajrzał do wsi przestraszonych, ale prędko je opuszczać musiał...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Po Romanowie nastąpił pobyt w Dołhém; po Białéj, szkoły w Lublinie, gdzie stałem u żyjącego dotąd profesora Ostrowskiego, matematyka, może dla tego właśnie, żem najmniéj miał usposobienia i zdolności do matematyki. Lublin w stosunku do Białéj wydawał się już wielkiém, ożywioném i pełném ciekawości miastem. Stare klasztory, budowy takie jak brama krakowska, jak klasztor dominikański, założony przez Leszka Czarnego, jeszcze stojący za moich czasów przy ulicy Grodzkiéj, w którego refektarzu Unią podpisano, kościół i szpital św. Ducha rozebrany w czasie mojego pobytu, pusty naówczas, wspaniały kościół po-jezuicki tuż przy gimnazyum,