malownicze okolice, ulice, domy, wszystko to mocno działało na wyobraźnię i wraziło się tak w pamięć, że jeszcze dziś w niéj niezatarte pozostało.
Z kwatery mojéj na ulicy Grodzkiéj do szkoły przechodzić było potrzeba około św. Michała, Dominikanów i ciasnemi naówczas zaułkami. Pamiętam na murach kościołka na kamieniu wyryty napis nieczytelny, który bardzo starannie przerysowałem wówczas, ale mi potém gdzieś zaginął.
Kościołka tego, o którym utrzymywało się podanie, że Leszek postawił go w miejscu, gdzie śpiąc pod dębem, miał widzenie Archanioła Michała, zapowiadające mu zwycięztwo, kościołka tego dziś ani śladu. Gdy go rozbierano, pod wielkim ołtarzem, znaleziono w istocie szczątki pnia dębowego, którego ułamek mi przysłano. Podanie więc nie było zmyśleniem.
Daleko więcéj życia, ruchu i swobody znalazłem w Lublinie, więcéj młodzieży starszéj, złych i dobrych przykładów... W stosunku do Białéj był to już świat wielki...
Z Romanowa do Lublina jeździło się na Zawieprzyce, wsławione powieścią Bronikowskiego. Pozostały one w pamięci i gdzieś nawet narysowane w albumie.
Z dzieł sztuki Lublin miał tylko freski w kościele po-jezuickim, o których wiém, że znawcy naówczas wysoko je cenili. Kościół stał pusty, w zakrystyi pokazywano dwa kąty tak akustycznie urządzone, że najmniejszy szept w jednym, w drugim wyraźnie słyszeć było można. Nieprzyjazne naówczas usposobienie ku Jezuitom, nadawało téj akustyce zastosowanie do spowiedzi i podchwytywania jéj tajemnic. Wątpię bardzo, ażeby się to dało sprawdzić.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/40
Ta strona została skorygowana.