Flaubert, którego nadzwyczaj ciekawą korespondencyą z panią Sand mamy przed sobą, słusznie się oburza na tę niedorzeczną zasadę, która we Francyi doprowadziła do — głosowania powszechnego, a ono stało się wygodném narzędziem do praktyk, których skutki widzieliśmy.
Jak było można choćby na chwilę postawić za pewnik tę równość, któréj nigdzie niéma, która jako paradoks wobec rzeczywistości jest poczwarną — rzecz prawie niepojęta. A jednak stało się, i dziś przeciw równości ludzi mówić zaledwie się kto waży.
Toż samo niemal jest z pojęciem wolności. Wszyscy się jéj domagają, jako prawa służącego ludziom bez różnicy; wszyscy się upominają o nię; stoi ona jako postulat bezwzględny wszędzie. Ma być lekarstwem, narzędziem, rękojmią — słowem wszystkiém.
Tymczasem swoboda musi się ludziom mierzyć stopniem ich wykształcenia i umoralnienia. Nie dajemy do swobodnego rozporządzenia ani trucizny, ani brzytwy dziecięciu. Tak samo swobodę wszelką ograniczyć należy tym, którzy do używania jéj nie dojrzeli.
Jest to także niepokonanie logiczném, że żaden zdrowym rozsądkiem obdarzony człowiek zaprzeczyć temu nie może. Im kto wykształceńszy, im charakter ma bardziéj wyrobiony, tém większą sumę swobody podać mu można bez niebezpieczeństwa.
Szczególniéj prawa polityczne człowieka muszą się mierzyć wyrobieniem jego i dojrzałością.
Coby się stało z państwem, któreby losy swoje zdało na ręce ludzi nieświadomych ani sztuki rządzenia, ani praw ogólnych człowieka, społeczeństwa i państwa?
Powtórzyć musimy raz jeszcze: Swobody dorabiać się należy, a wymiar jéj musi być stopniowany. Daleko mniéj społeczeństwu szkodzi nad-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/57
Ta strona została skorygowana.