Wiek nasz ze swym przyśpieszonym biegiem, z potrojoną, czy dziesięćkroć spotęgowaną działalnością, z tym prądem wichrowatym, który nas, do niego niezrodzonych, nieprzygotowanych unosi, — winien tym wszystkim gorączkom. On je rodzi. Wybiegliśmy zbyt szybko naprzód, więc się zadychać i dostawać zawrotu głowy musimy; chorujemy na postęp nasz i jego zdobycze.
Drugie i trzecie pokolenie albo zdziczeje lub organizm sobie wyrobi do miary brzemion; może téż zacznie szaléć, drobniéć i wymiérać...
Dziś mózg nasz za ciasny, aby się w nim pomieściło wszystko, czém go napychamy...
Niektórzy z tego już szaleją, drudzy umiérają; ostatni, znużeni, powiadają sobie: — Azali nie lepiéj być prostaczkiem na duchu ubogim, a szczęśliwym, niż okaleczałym Tytanem??
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nie byłyż to szczęśliwsze czasy gdy wszystko zdawało się skończoném, zamkniętém, jasném, pewném, zregestrowaném? — gdy ciekawość i pragnienie wiedzy zwano grzéchem i stopniem do piekła? — gdy społeczność tak była doskonale uporządkowana? — gdy ubóztwo przyjmowało się jak dar boży, cierpienie jako próbę? — a poza tym światem zgnilizny i marności, poza tym padołem płaczu, świéciły dantejskie niebiosa pełne białych aniołów???
Tych czasów skraju myśmy jeszcze dotykali; widzieliśmy ostatnie ich godziny.
Słowo w słowo, jak w biblijnéj powieści, spełniło się wygnanie z tego raju. Zapragnęliśmy owocu wiedzy złego i dobrego. Nie wiemy nic — ale czujemy, żeśmy nieszczęśliwi i że nigdy nic spełna wiedziéć nie możemy.
Wiedza bowiem jest labiryntem, który coraz wyżéj prowadzi ku górze i jasności — ale do niéj nigdy nie doprowadza.
Biédny jest człowiek!