przyjmował, z egzemplarzem owéj rzadkości poszedłem do drzwi jego zapukać.
Kwaśny, po drzémce wieczornéj, wyszedł ks. Osiński. Spytałem, czy mnie poznaje? i przekonałem się, że przypomniał sobie zuchwałego młokosa...
— Nie będę czasu tak drogiego zabiérał ks. prałatowi — odezwałem się z ukłonem, — chciałem tylko przekonać go, że chociaż nie łaskaw mi był udzielić „De Episcopo litigioso,“ ja przecie egzemplarz jego dostałem.
To mówiąc, w ten sam sposób, jak ks. Osiński wprzódy, odsłoniłem tytuł, pokazałem go milczącemu prałatowi, złożyłem książkę, ukłoniłem się i zabrałem do wyjścia.
Zmieszał się ks. prałat, chcąc swą nieuczynność w żart obrócić, alem długo się nie rozgadując pożegnał go, i — przez długie lata już nie widziałem.
Obok Herburta muszę wspomniéć hr. Chreptowicza ze Szczors, który nie znając mnie wcale, gdym go o kilka rzadkości do historyi potrzebnych prosił za pośrednictwem czyjémś, nie tylko je wyszukać kazał, ale sam przyniósł...
Jeden ks. Osiński obawiał się, aby mu kto nie odkradł co z tych żywotów biskupów... i mówić nawet o nich nie chciał, aby się z czém nie wygadał!
Jak i kiedy miał czas ks. prałat nagromadzić swój ogromny materyał do „Słownika,“ rzeczą jest niepojętą, — wszystek on niezużytkowany dotąd gdzieś leży, a bardzo być może, iż użytek z niego zrobić trudno będzie, gdyż Osiński metody w poszukiwaniach nie miał, i więcéj dbał o ilość, niż o jakość swych notatek...
Oryginalna to postać ze wszech miar, lecz więcéj oryginalnością swą, niż nadzwyczajnym jakimś darem odznaczająca się.
Daleko późniéj już — raz jeszcze widziałem go w Ołyce na Wołyniu, zmienionego wielce, zestarzałego i żyjącego wspomnieniami Krzemieńca i Wilna. Była to ruina. Potrzeba było kadzić biédnemu, bo żył tylko tą wonią, kadzić choćby przez litość nad tą niedoszłą wielkością...
Kłaniano mu się, słuchano — a wyszedłszy uśmiéchano ze zdziecinniałego... „Słownik“ leżał w szufladzie na okaz, ale wątpię, ażeby co dopisywał do niego.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |