Dziś pewną względność ma krytyka na... lata; czeka, aż zamilknę... Słyszę tę wrzawę, jaka wkrótce powstanie przeciwko mnie — po ogłoszeniu nekrologu... Ci nawet, którzy pewne zasługi przyznawali popularyzatorowi — (!) — dowiodą łatwiuteńko, jak ogromne krzywdy, jak straszny wpływ wywarła ta moja pisanina, to bazgranie bez końca...
Nikt z pewnością surowszym być nie może dla siebie nademnie samego. Znam doskonale strony ujemne pism moich; ważyłem i rozważałem nie raz: czym nie miał umilknąć lub zmienić trybu pracy? Z tém wszystkiém pozostałem przy nałogu i systemie złym czy dobrym, ale, jak mi się zdawało i zdaje, do potrzeb czasu zastosowanym.
Nie będę się tém przechwalał, lecz sumienne rozpatrzenie się w różnorodnych moich pismach łatwo uczciwego krytyka przekona, żem dawno podnosił myśli, notował dezyderata, rozpoczynał wiele rzeczy, które dopiéro dziś się rozwijają i w życie wchodzą.
Nie jedno z takich pragnień lat dziesięć i więcéj czekało, aby je ktoś zaspokoił. Myśl rzucona przezemnie zapomnianą została, ani ja się o jéj własność i początkowanie upominać będę, ale pocieszam się tém, żem wiele rzeczy przewidywał i przeczuł. Więcéj z pewnością pozaczynałem, obmyślałem, niż podołałem jako tako wykończyć.
Naturalnie innych temperamentów i charakteru ludzie zarzucać mi to będą, iż należało się ograniczyć, mniéj robić, a staranniéj i lepiéj. Ale Pan Bóg mnie stworzył takim a nie innym, — poszedłem za wskazówkami własnego ducha, nie mogłem inaczéj.
Tak samo możnaby zarzucać krokwi, że nie została belką, albo sośnie, że nie jest dębem...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
.......Są dziwne rodzaje nie snów, ale spania. Nie wiém, czy to kto opisał i badał.
Ja znam sen przezroczysty... Nie śpię niby,