Snów wesołych — nigdy w życiu nie miewałem, ani ich możliwemi sądzę... Każde marzenie jest cierpieniem, bo nie daje spocząć mózgowi, po którym plączą się niedogasłe drgania i przebrzmiałe dźwięki...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
..........Z różnych miejsc, które przyszło mi widziéć w ziemskiéj wędrówce, nawyknąć do nich, pokochać — zawsze mnie przeznaczenie, fatalność jakaś wypędzała...
Wielokrotnie już się zdawało, żem do portu zawinął i spocznę, nie włócząc się więcéj, — tymczasem potrzeba było uledz sile przeważnéj i — wędrować daléj, coraz daléj... Mało z tych popasów życia zostawiło po sobie miłe wspomnienia. Naówczas gdy się już zaczynało przywykać, przywiązywać, wrastać — na przekorę trzeba było iść precz... nawet bez nadziei, aby tam lepiéj być miało.
Jednym z najcięższych był ów popas w Żytomiérzu na Wołyniu, na kuratorstwie gimnazyum, które musiałem objąć po p. M. Pr..., ustępującym niechętnie, a miałem przytém równie niechętnych urzędników gimnazyalnych, poczynając od p. dyrektora... Potrzeba było najgrzeczniéj w świecie o wszystko prowadzić walkę i wszędzie spotykać opór, nieżyczliwość, zawiść, pokątne intrygi.
Dla szkoły, mimo najlepszych chęci, nie wiele zrobić było można, a stosunki towarzyskie składały się wcale nieprzyjemnie. Miasteczko miało naówczas dosyć życia, i było w pewnych porach roku zaludnione, ruchawe, bawiło się, ściągało z prowincyi ku sobie. Mieliśmy nawet teatr, który szlachta swoim kosztem podtrzymywała. Wszystko to razem jednak nie wychodziło z rozmiarów i charakteru małego miasteczka, i życie miało wszystkie cechy właściwe tego rodzaju zbiorowiskom ludzi, które nie mają ani dogodności, ani przyjemności miast wielkich, a wszystkie ich niedogodności i nieprzyjemności podnoszą do najwyższéj potęgi...
Jak się tu na gromadki, grupy, kółka dzieliło