a sam z wierną drużyną pędził w ostępy i siedział w nich ukryty miesiącami całemi. Zbigniew Oleśnicki i panowie rządzili się w kraju jak chcieli, Jagiełło gotów był swobodę swoich leśnych wędrówek opłacić jak najdrożéj — byle mu jéj nie odejmowano...
Życiem przypłacił w końcu śpiéw wieczorny słowika...
Z lasami znikły pono i słowiki, albo téż je wystraszyła cywilizacya, zapach obrzydły węgla i dym kominów fabrycznych nieznośny...
W Saksonii niéma dziś ani jednego słowika... Napróżno starano się je tu przesadzić, utrzymać, hodować...
A ja pamiętam szczęśliwe noce, szczególniéj w Romanowie, kiedy — nie przesadzam — słowiki spać nie dawały, takie wyprawiały koncerta od zmiérzchu aż do świtu...
Żaden ptak nie śpiéwa tak cudnie jak słowik... ale muzyka jego trwa krótko, i na Święty Wit słowik cyt... Kosy świszczą bardzo ładnie i wesoło, ale téj rozmaitości motywów, téj umiejętności frazowania nie mają co słowiki...
Wśród rozkwitłych czéremch i bzów, piosnka tego wiosennego śpiéwaka, to coś tak dziwnie poetycznego, rozmarzającego, że człowiek zamagnetyzowany nią, traci prawie władzę myślenia i przechodzi w świat ptaszęcych melodyj, w którym urastają mu skrzydła... ale idee giną...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
..........Jak dziwnie, jak nawet strasznie zmieniają się ludzie!... W r. 1830-ym czas jakiś razem spędziłem w klasztorze Św. Piotra na Antokolu w Wilnie z profesorem Hipolitem Klimaszewskim...
Z tak zwanych koszar Św. Ignacego w mieście, do których nas razem przesadzono, znikł profesor, i o dalszych jego losach nie miałem prawie wiadomości. Ktoś mi powiedział, że — po opuszczeniu dyrektorstwa szkoły batignolskiéj, Hipolit wsiadł na statek, aby się udać do Konstantynopola i w podróży umarł...
Jużem go był opłakał, gdy się potém dowie-