niego, że od pewnéj epoki nie żył, ale wegetował; że to, co żywot ducha stanowi, stało mu się obcém, że musiał powracać wstecz do wspomnień, aby się odżywić, a z czasem obecnym nie był w żadnym związku.
Wpatrywał się we mnie z surowym jakimś na twarzy wyrazem.
— Poznajesz mnie, panie Hipolicie? — zapytałem.
Potrząsł głową: — Nie.
— Towarzysz od Św. Piotra do Św. Ignacego... byliśmy z sobą blizko — serdecznie...
Patrzył na mnie i wciąż poruszał głową dziwnie; nic i nikt mu na myśl nie przyszedł.
— Więc ja musiałem się bardzo zmienić! — zawołałem, wymawiając swoje nazwisko.
Rozjaśniła mu się twarz i rzucił mi się na szyję — uśmiéch stary, dawny poruszył usta.
— To ty!
Tak po latach trzydziestu znowu siedzieliśmy, wywołując widma stare — popłakując i śmiejąc się...
Spostrzegłem prędko, że p. Hipolit był — zeschłym i zasuszonym człowiekiem 1831-go roku.
Niestety! Ja, com był zmuszony żyć w kraju życiem czynném, iść daléj, nie mogąc usiąść na kamieniu przydrożnym, — różniłem się o całe lat trzydzieści od mego biédnego przyjaciela. Pojęcia, przekonania, idee nasze się rozbiegły. Anim téż myślał nawracać go, objaśniać lub okazywać zdumienie...
Opowiadał mi smutne dzieje swego żywota i zawiedzionych nadziei, z których coraz lepiéj wyrozumiéć mogłem, dla czego i tak okrutnie zestarzał, i tak strasznie był zacofany.
Po za tragiczną epopeję r. 1831-go myśl jego wyleciéć nie mogła. Była to najświetniejsza chwila życia, i wszystko co się z nią wiązało, dla niego stało się świętém. W blasku i jasnościach heroizmu widział przeszłość — a w niéj samych bohatérów.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/91
Ta strona została skorygowana.