Literatura dawniéj celem będąca, dziś mało go obchodziła, lub przynajmniéj znaczenie miała podrzędne. Przyszło do tego, że mi się wyspowiadał i z ożenienia z prostą, niewykształconą, ale dobrego serca kobiétą, która miała... maleńki domek własny, a przy nim ścianę winogradem oplecioną i drzewo figowe...
Chwalił mi z zachwytem swoję staruszkę, swe winogrona i figi...
Miał towarzyszkę, która mu gotowała bouillabaissę, — pilnowała gdy był chory i — nie dawała w samotności się zamęczyć...
Pojechaliśmy zobaczyć tén biédny domek, winną latorośl, drzewo i babusię pomarszczoną, brudno dosyć odzianą, gadatliwą, ale żywszą jeszcze dziś od p. Hipolita...
Przyjaciel mój był straszną ruiną... Słuchając go i porównywając tego zdrętwiałego, zamęczogo, wyżytego wygnańca z profesorem, który roił o sławie, który unosił się nad poezyami, któremu serce biło deklamując ustępy wieszczów, — łzy mi się kręciły w oczach.
Kule oszczędziły go na placu boju — ale cóż za okropne życie pozostało do dźwigania po stracie nawet uczucia, które stratę mogło ocenić!
Żalił się na ludzi, na losy — ale ani razu nie pożałował złamanego zawodu, skruszonego pióra, zamilkłéj piersi, przebrzmiałych pieśni.
Późniéj o téj zastałości mogłem się jeszcze lepiéj przekonać, posyłając mu nowe książki.
Wszystko co nie było absolutną apologią, apoteozą przeszłości, oburzało go, przejmowało zgrozą.
Wymagania wieku, zmiany pojęć i sądów były dla niego niezrozumiałemi zupełnie... Pozostał tym człowiekiem r. 1831-go z pod Stoczka i Gro-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/92
Ta strona została skorygowana.