chowa, jakim wyszedł na obcą ziemię... ze łzami na oczach i bolem w sercu. Skamieniał na progu.
W rozmowach, w listach późniéj usiłowałem go namówić, aby spisał wspomnienia swoje, pozostawił po sobie pamiętnik. Przyrzekł mi to, rozpoczął, ale późniéj zdawało mi się, że pracę tę zniechęcony rzucił.
Po zgonie Klimaszewskiego — nie rychło rodzina odesłała mi wszystkie papiéry, jakie pozostały po nim, korespondencyą z przyjacielem i towarzyszem profesorem Gronostajskim i t. p. Znalazły się tu i zarysy pamiętnika, niedokończonego w istocie... i trochę poezyj różnéj wartości, i sporo anegdot, facecyj, i wiele rzeczy nie mających żadnego znaczenia...
W pamiętnikach Klimaszewski aż do r. 1831-go opowiada z żywością, z ogniem swą młodość, — doprowadza je do wychodźtwa... i tu powoli ostyga, obojętnieje — sztukuje się wyciągami, nie chce i nie ma już co pisać...
Ostatnie karty są jak lód zimne, a lat spędzonych w Marsylii nad rachunkami ekonomatu, po ożenieniu, potém w nieznanym kątku Prowancyi — braknie zupełnie...
Klimaszewski już nie żył naówczas, już może o wszystkiém zapomniał, ciężkie strapienia i zawody złamały go, przygniotły, odjęły mu nawet mowę i pamięć... (Chociaż i mówił, i przypominał coś sobie — lecz tylko z piosnek młodości...).
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
..........Miałem lat czterdzieści i sześć, gdy po raz piérwszy wyjechałem za granicę. Kraj własny był mi od Wilna do Kijowa i Warszawy dobrze znanym... — poza nim świat widziałem tylko w książkach, w opisach i obrazach.
Wyobrazić sobie łatwo, z jaką pobudzoną, gorączkową ciekawością oczekiwałem wrażeń nowych... sprawdzenia tego, com słyszał, z tém, co zobaczyć miałem...